Siła zaskoczenia. Tomek Mąkolski wie, jak przyciągnąć i zatrzymać uwagę odbiorcy
Sfotografował Porsche 911 RSR na pustyni. I nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że użyty przez fotografa Tomka Mąkolskiego zestaw Lego do złudzenia przypomina prawdziwe auto. Niejeden był przekonany, że patrzy na model w skali 1:1. I to jest właśnie magia fotografii.
fot. Marta Mąkolska
Już w 2017 roku ten entuzjasta samochodów i zapalony kierowca wykonał serię nocnych zdjęć Warszawy, a następnie wkomponował w kadr pozornie naturalnej wielkości zestaw Lego Porsche 911 GT3 RS. W tym roku swój pomysł, tym razem z modelem Porsche 911 RSR i pustynnymi krajobrazami, powtórzył. Z fotografem Tomkiem Mąkolskim rozmawiamy m.in. o tym, jak ważne jest, by w dzisiejszych, przeładowanych informacjami czasach, zaskoczyć odbiorcę.
Monika Rosmanowska: Ile czasu trzeba, by zbudować Porsche 911 GT3 RS czy Porsche 911 RSR z klocków Lego?
Tomek Mąkolski: Przyznaję, pierwszy model pożyczyłem, ale drugi rzeczywiście złożyłem. Po projekcie zrealizowanym w Warszawie porozumiałem się z Porsche w sprawie jego kontynuacji, tym razem w Emiratach Arabskich. Wszystko zaczęło się od zrobienia zdjęć – jeszcze przed pandemią – w Dubaju i na pustyni. Zestaw Porsche 911 RSR złożyłem w czasie wiosennego lockdownu, zajęło mi to trzy wieczory i było wspaniałym przeżyciem. Włączyłem muzykę i skupiłem się na tej jednej rzeczy, co w dzisiejszych czasach i przy nadmiarze bodźców, nie jest wcale takie oczywiste. Następnie sfotografowałem model w studiu. Wiedząc, które konkretnie ujęcia z Dubaju chcę wykorzystać, starałem się odtworzyć autentyczne światło i tamtejszy klimat. Całość dopracowaliśmy w postprodukcji z agencją kreatywną Adspringer i ich głównym retuszerem Kamilem Karpińskim.
Tomasz Mąkolski
< Magia fotografii >Tomek Mąkolski jest polskim fotografem komercyjnym, który studiował w berlińskiej Neue Schule für Fotografie. Uznawany za jednego z najbardziej utalentowanych wschodzących fotografów w Polsce. Finalista konkursu GoSee Awards.
Magia fotografii…
Zdecydowanie. To, co lubię w tym projekcie, to zabawa skalą, kontrastami i percepcją. Co cieszy, już po raz drugi udało się zaskoczyć odbiorców. Ludzie pytają, czy to jest prawdziwy model, czy jest w skali 1:1 i czy można się nim przejechać?
Przyznaję, także się nabrałam.
I o to chodziło! Internetowe treści zalewają nas każdego dnia. To są niewyobrażalne ilości różnych materiałów, w jednej chwili odbieramy całe mnóstwo bodźców. Co więcej, tworzenie tych treści – a wiem to z własnego doświadczenia – wymaga czasu, ich konsumpcja zaś jest błyskawiczna. Odbiorca w ułamku sekundy decyduje, czy coś mu się podoba, a jeśli nie, to przechodzi do kolejnego obrazu.
Dziś to naturalne zachowanie.
Tak, dlatego pracując nad autorskim projektem głowiłem się, co mogę zrobić, by zatrzymać uwagę odbiorcy. Chciałem, by się przyjrzał tym zdjęciom, zastanowił, jak to wszystko działa. Na jednym z warszawskich ujęć widzimy samochód z kierowcą - to Otto Sot, z którym współpracuję. Pamiętam, jak robiliśmy te zdjęcia, Otto siedział w fotelu i bardzo wczuwał się w swoją rolę…
Co ciekawe, robiąc zdjęcia w danej lokalizacji mam już w głowie, gdzie konkretnie, w którym miejscu kadru, umieszczę dany model. Myślę efektem końcowym. Zastanawiam się, czy dana kompozycja będzie ciekawa, czy tło jest atrakcyjne, jak prezentują się kolory, czy są fajne kontrasty. Zawsze dbam o to, by mieć trochę więcej materiału, z którego będę mógł wybrać to, co najlepsze.
Rozumiem, że wiara odbiorcy w autentyczność tego, co widzi jest dla twórcy największą nagrodą?
Jak najbardziej! Czytam komentarze i cieszę się, że po raz kolejny się udało. To jest ten moment, gdy zaciera się granica między pracą a pasją. Od początku do końca robię coś swojego i osiągam zamierzony cel. Nobilitujące jest też to, że w tej chwili swój zamysł konsultuję już z globalnym oddziałem motoryzacyjnej marki.
Kiedy fotografia pojawiła się w Pańskim życiu?
Zawsze miałem w sobie pewną wrażliwość na estetykę. W zdjęciach lubię przede wszystkim efekt wizualny. Ważniejsza jest dla mnie kompozycja niż opowiadanie historii. Odkąd pamiętam fotografowałem ładne widoki, piękne miejsca, a na 18. urodziny dostałem aparat. Zacząłem robić zdjęcia przyjaciołom, znajomym. Po kilku miesiącach pojawiło się pierwsze poważne zlecenie od jednej ze światowych marek. Przez kolejne lata byłem fotografem na różnego rodzaju imprezach organizowanych w Warszawie. W pewnym momencie doszedłem jednak do ściany, chciałem czegoś nowego. Zacząłem fotografować samochody i modę. Moje zdjęcia zostały dostrzeżone, pojawiły się nowe zlecenia. Trwa to już kilka lat, a ja z roku na rok nabieram coraz większego doświadczenia.
Który rodzaj fotografii jest dziś Panu najbliższy?
Jestem kojarzony głównie z fotografią motoryzacyjną, ale lubię też fotografować ludzi czy jedzenie. Jestem otwarty na różne wyzwania, lubię zmiany i mnogość tematów. Wielu ludzi z branży powtarza, że powinienem się wyspecjalizować, kiedy mi jest dobrze w tej różnorodności. Jedyne, do czego się już nie garnę, to moda. Są lepsi ode mnie.
A jak wygląda dzisiejszy rynek fotografii? Czy nie jest trochę tak, że w dobie telefonów komórkowych i mediów społecznościowych każdy może być artystą?
Niemal każdy jest w stanie zrobić ładne zdjęcia. Obserwuję wielu fotografów, którzy do perfekcji opanowali fotografię motoryzacyjną. Jednak przyjemne kadry, komponowane na własnych zasadach, to jedno. Czym innym natomiast jest umiejętność współpracy z klientem, praca na planie, ze światłem, modelem, często według briefu. Trzeba mieć umiejętności i doświadczenie, które pozwala wykonać zadanie zgodnie z oczekiwaniami klienta. Nie każdy to potrafi. Do tego dochodzi czas, najczęściej mocno ograniczony i praca z ludźmi na planie.
Większość projektów, przy których pracuję prezentowana jest w internecie, przez co tej pracy jest więcej. Polski rynek bardzo się rozwija, powstaje dużo materiałów. Tempo jest też dziś dużo szybsze. Niedawno odebrałem telefon w niedzielne południe z pytaniem, czy kilka godzin później mogę pojawić się na planie i zrobić zdjęcia. Zgodziłem się, trzeba być elastycznym. To praca, w której stale pojawiają się nowi ludzie, różne agencje, klienci. To też dla wielu może być wyzwaniem.
No właśnie, jakie jeszcze wyzwania napotyka na swojej drodze współczesny fotograf?
Każde zlecenie trzeba wykonywać na 100, a nawet 110 proc. swoich możliwości. Dla twórcy, który pracuje komercyjnie nawet pojedyncze potknięcie może rzutować na dalszą pracę. Trzeba być w formie. Cały czas wyciągać wnioski, być otwartym, zdolnym do kompromisu. Poza rzemiosłem czy pracą twórczą znaczenie ma także element psychologiczny, dbałość o relacje międzyludzkie.
Czym się Pan inspiruje w swojej pracy, skąd czerpie pomysły?
Jeśli chodzi o autorskie projekty, to nie realizuję ich zbyt często. A kiedy już pomysł zakiełkuje, to konsultuję go z innymi. Najczęściej mam w głowie finalny obraz i potrzebuję wsparcia, by ubrać to w słowa czy pewną historię, która za tym stoi i przydaje temu działaniu wartości. Cały też czas walczę z prokrastynacją, a więc przekładaniem obowiązków, które muszę wykonać na później.
Ma Pan jeszcze przyjemność z robienia zdjęć po godzinach?
Praktycznie już tego nie robię. Bardzo lubię pracę projektową, to mnie fascynuje. W momencie, gdy dostaję telefon z produkcji czy agencji czuję ekscytację. Nie mam nawyku chodzenia z aparatem, choć zdaję sobie sprawę, że to też jest praktyka i proces samodoskonalenia się. Na szczęście, telefon jest dziś przyzwoitym narzędziem, dzięki czemu mogę uwieczniać ważne momenty z życia.
Jaką rolę w pracy fotografa odgrywa dziś technologia cyfrowa? Jak wpływa na proces twórczy?
Dzięki technologii jesteśmy w stanie na bieżąco śledzić, co się dzieje i co ewentualnie należałoby poprawić. Technologia bardzo ułatwia moment dopracowania projektu jeszcze na etapie jego tworzenia i już później – w postprodukcji. Na bieżąco pozwala korygować błędy i nad wszystkim panować. Dziś ze swoim materiałem można zrobić praktycznie wszystko. Z drugiej strony zabija spontaniczność i w pewnym sensie także warsztat. Tworzenie fotografii analogowej na potrzeby komercyjne jest o wiele trudniejsze i wymaga od fotografa dużo większej wiedzy.
A co z dostępnym dziś na rynku sprzętem? Producenci prześcigają się w tworzeniu nowych, coraz bardziej efektywnych i komfortowych rozwiązań.
To prawda. W ostatnim czasie miałem okazję pracować na modelu ROG Zephyrus Duo 15 firmy ASUS. Drugi, umieszczony nad klawiaturą, wyświetlacz dotykowy to sensowne rozwiązanie, które niesamowicie ułatwia pracę. Pod ręką mam wszystkie niezbędne narzędzia oraz funkcje pomocnicze, których używam w programie do postprodukcji, a na ekranie głównym czysty obraz.
Dwa wyświetlacze to także większy komfort pracy, nie ma już konieczności podpinania zewnętrznego monitora. Ważna jest również szybkość działania i procesowania plików o dużych rozmiarach. Przy pracy na warstwach i przy detalu, pliki robocze potrafią ważyć nawet po kilka gigabajtów, a ten komputer spokojnie daje sobie z nimi radę.
Ostatnio wieczorami pochłania mnie także simracing (gra komputerowa z symulacją jazdy wyścigowej przy zachowaniu wszelkich możliwych do odtworzenia warunków, w jakich odbywają się rzeczywiste wyścigi – dop. red.). Mam specjalny fotel i kierownicę. Na ROG Zephyrus Duo 15 mogę więc nie tylko tworzyć, ale też podłączyć po pracy kierownicę i wyruszyć w trasę. Za jakość i realizm obrazu odpowiada NVIDIA GeForce RTX 2080 SUPER, najbardziej wydajna karta graficzna dla laptopów.
Czym w najbliższym czasie zaskoczy odbiorców Tomek Mąkolski?
Po ostatnim projekcie z Porsche otworzyły się przede mną nowe możliwości. Pracuję właśnie nad pomysłem na podobną skalę. Niestety na tę chwilę więcej nie mogę zdradzić.